czwartek, 31 marca 2016

El Clásico

El Clásico lub jak kto woli derby Hiszpanii, a niektórzy mówią nawet derby Europy. Niezależnie od określenia mecze FC Barcelony i Realu Madryt rozbudzają emocje w całym piłkarskim świecie.


Historia tych meczy sięga roku 1902, kiedy to odbyło się pierwsze spotkanie tych klubów o Puchar Króla. Już wtedy budziło spore zainteresowanie, ponieważ stanowiło nie tylko piłkarską "bitwę", ale posiadało podtekst polityczny i kulturowy w Hiszpanii. 
FCB jest największym i najbardziej utytułowanym klubem z Katalonii, części Hiszpanii, która od wielu lat dąży do odłączenia od reszty kraju. Real reprezentuje za to Kastylię, region, z którego wywodzi się król. Co ciekawe, Real Madryt został oficjalnie zarejestrowany przez Katalończyka pod nazwą Madrid Foot Ball Club. 

Rozgrywki


Do tej pory miały miejsce 263 spotkania obu drużyn. Większość odbyła się w trakcie rozgrywek ligowych, ale część z nich była także meczami towarzyskimi lub meczami w pucharach hiszpańskich i europejskich. Od rozpoczęcia ery ligowych el clásico (sezon 1928/29) tylko w trzech latach nie odbywały się takie mecze, były to lata 1937-39, ponieważ trwała wtedy wojna domowa w Hiszpanii. 
Zwycięsko z ogólnego zestawienia meczy wychodzi Barcelona, która wygrała 109 spotkań, przy 96 wygranych Realu i 58 remisach. Najwyższy wynik meczu to 11-1 dla Realu. Padł on w 1943 w trakcie rozgrywek pucharowych.

Fenomen El Clásico


Mecze Realu Madryt i FC Barcelony rozpalają kibiców na całym świecie, ponieważ właśnie w trakcie tych meczy można zobaczyć największe gwiazdy piłkarskie, najpiękniejsze akcje i bramki, największe pomyłki sędziowskie, a czasami największe kiksy. Mecze nie zawsze stoją na poziomie oczekiwań kibiców i umiejętności piłkarzy, ale zawsze, niezależnie od poziomu piłkarskiego, budzą potężne emocje. Derby Hiszpanii stały się symbolem i każdy rasowy kibic chce zobaczyć taki mecz, dlatego drogie Panie, nie złośćcie się na swoich mężczyzn, jeżeli oni w najbliższą sobotę zasiądą przed telewizorem z kolegami i będą przeżywali każde podanie. Pamiętajcie też o tym, że nie jest to najlepszy moment na zadawanie pytań z działu "a co to jest spalony?". W tym meczu liczy się każda minuta, każda sekunda, każde dotknięcie piłki i głupio jest oglądać najważniejsze akcje jedynie na powtórkach. 

Źródła: zdjęcie - computerhoy.com
www.fcbarca.com
wikipedia.org 

wtorek, 29 marca 2016

Terroryzm


Terroryzm jest uważany obecnie za jedno z największych zagrożeń XXI wieku. Głośno na temat problemu z nim związanego zrobiło się po zamach z 11 września 2001, w których łącznie zginęło niemal 3000 osób. Do chwili obecnej głośne zamachy terrorystyczne, o których niewątpliwie słyszał każdy, to zamachy w Madrycie, Londynie, Paryżu i Brukseli.


W każdym z wymienionych zamachów było wiele ofiar śmiertelnych i tak kolejno było to: 191, 52, 137 i 34 ofiary. Bezsprzeczne jest to, że stało się źle, że doszło do śmierci niewinnych ludzi, powstaje jednak pytanie dlaczego do takich zamachów doszło? 

Przyczyny


Wszystkie te zamachy zostały zorganizowane przez islamskich terrorystów powiązanych dawniej z organizacją Osamy bin Ladena, a obecnie z państwem islamskim (celowo z małych liter, bo nie uznaję tego tworu). Zamachowcy wysadzali się w tych zamachach z imieniem Allaha na ustach. Organizacje, do których należą twierdzą, że zamachy mają zniszczyć symbole kapitalistycznego zachodu, pokazać światu wielkość Islamu i wiary w Allaha oraz zabić niewiernych. Czy tak jest na prawdę? Sądzę, że nie. Większość osób należących do organizacji terrorystycznych i decydujących się przeprowadzić zamach na prawdę wierzy w te idee, ale cel jaki chcą osiągnąć liderzy tych organizacji jest zupełnie inny. Zazwyczaj przywódcami w takich tworach są ludzie wykształceni na zachodzie lub silnie współpracujący z państwami zachodu (bin Laden walczył z wojskami radzieckimi za pieniądze amerykańskiego CIA!), którzy nie potrafili przebić się w wyścigach politycznych lub w zwykłej wojnie o władzę. Teraz próbują realizować swoje niespełnione ambicje wykorzystując do tego naiwnych ludzi, a jako narzędzie służy im wiara. Sama koncepcja wskazania kapitalistycznego świata jako głównego wroga jest rozpowszechniona głównie na zachodzie. Realnie dużo większy jest konflikt pomiędzy Szyitami i Sunnitami (te dwie grupy wyznaniowe dzielą się jeszcze wewnętrznie na mniejsze, które także między sobą walczą; to trochę tak Chrześcijanie, dzielący się na różne obrządki i kościoły, my też kiedyś między sobą walczyliśmy). 

Terroryzm zagraża nie tylko nam



Mówiąc o terroryzmie zazwyczaj mamy na myśli te zamachy, o których wspomniałem wcześniej, ale zapominamy, że niemal codziennie dokonywane są zamachy w Iraku, Afganistanie, Turcji, a ostatnio także w Pakistanie. Dlaczego tyle osób ustawiło sobie flagę Francji na zdjęciu profilowym po zamachach w Paryżu, a nikt nie ustawił flagi Turcji po zamachach w Stambule? Dlaczego na tablicach pojawiało się #PrayForBrussels, a nikt nie wspomniał współczuł ofiarom zamachów w Lahore w Pakistanie? Tam zginęło około 70 osób, z czego większość to chrześcijańskie kobiety i dzieci. Dlaczego?! Bo widzimy co najwyżej czubki naszych nosów i "świątynie" zachodu. Współczujemy wtedy, kiedy sami czujemy się zagrożeni, a nasze współczucie dla Paryża czy Brukseli nie było oznaką realnych przemyśleń, a zwykłym strachem, że sami możemy znaleźć się a takiej sytuacji i nikt nie wspomni o Warszawie, Gdańsku, Krakowie czy Poznaniu. Słyszeliście kiedyś o zamach w Kenii, Nigerii albo Sudanie? Nie? A czy wymieniając duże zamachy terrorystyczne mówi wam coś nazwa Biesłan? Tu już bardziej coś świta, ale nie do końca. Ja specjalnie nie wymieniłem tego zamachu terrorystycznego na początku, aby pokazać Wam wszystkim , którzy to czytacie, że słysząc słowo "terroryzm" myślimy o zachodzie, a wcale nie powinniśmy tak myśleć. W Biesłanie, na południu Rosji w 2004 zginęły 334 osoby. Był to jeden z najbardziej krwawych zamachów terrorystycznych XXI wieku i nie będę tutaj rozpatrywał czy w trakcie odbijania szkoły musiało zginąć tyle osób, bo nie o to chodzi, przyczyną tak dużej liczby ofiar był terroryzm, a nie zła akcja służb. 
Wspominałem już o tym, że toczy się ciągła walka między Szyitami i Sunnitami, ale nie mówiłem jeszcze o terroryzmie wśród chrześcijan. ETA i IRA, organizacje obecnie zapomniane, ale na przełomie tysiącleci często pojawiające się w czołówkach gazet to organizacje terrorystyczne, które działy w Europie. ETA miała na celu odłączenie Kraju Basków od Hiszpanii, IRA natomiast chciała przyłączenia Irlandii Północnej do Irlandii. Obie grupy terrorystyczne organizowały zamachy i ataki na budynki, ludność i władze. Obecnie działalność grup ETA i IRA jest zawieszona, ale miejmy świadomość, że europejczycy też potrafią zabijać niewinnych ludzi. 
Czasami mam wrażenie, że nawet w polskiej historii możemy doszukać się terroryzmu. Może trochę naciąganego i inaczej odbieranego z perspektywy historii, ale czym były ruchy wyzwoleńcze i powstania? Można to nazwać walkami partyzanckimi, ale cze metody nie były podobne i bliskie współczesnym terrorystom?

Walka z terroryzmem


Od kilkunastu lat staramy się walczyć z terroryzmem, wypowiedzieliśmy mu "wojnę", ale jest to wróg, którego nie możemy całkowicie zniszczyć, bo widzimy go zazwyczaj wtedy, kiedy jest już za późno. Może właśnie w przypadku terroryzmu skuteczniejsze od otwartej wojny, będzie kontrolowanie granic, które ograniczy handel bronią i nielegalną sprzedaż ropy przez talibów? My, jako kraje biorące udział w ofensywie w Iraku, Afganistanie, Libii, Syrii i innych państwach zniszczyliśmy panujący tam porządek i teraz odczuwamy tego skutki. Po co staramy się wprowadzać się tam na siłę demokrację? Może te społeczeństwa jeszcze do tego nie dojrzały? Może potrzebują one kogoś, kto będzie potrafił je trzymać za "gardło"? A może demokracja jest tylko pretekstem, do wprowadzania tam systemu kapitalizmu wielkokorporacyjnego pozwalającego na wydobycie ropy i zarabianie miliardów dolarów?

Według mnie jest wiele analogii między rozwojem świata islamu obecnie, a tym jak rozwijał się chrześcijański świat w średniowieczu. My mieliśmy króla, który wprowadzał porządek w kraju, Islam potrzebuje autokratycznego dyktatora, my mieliśmy krucjaty, islam ma dżihad. To tylko kwestia nazewnictwa i perspektywy, z jakiej patrzymy. 

Źródła:
zdjęcia: politykaglobalna.pl;southasianconcern.org
wikipedia.org
www.englishstory.pl

P.S.
Podając źródła chcę być uczciwy co do autorów zdjęć, obrazków itp. oraz wobec czytelników, bo nie jestem alfą i omegą i nie pamiętam wszystkich liczb, danych i informacji, tylko podpieram się danymi zabranymi w różnych publikacjach. Nie kopiuję zawartych tam myśli ani zdań, tylko tworzę własną opinię, z którą możecie się zgadzać lub nie, a ostatnio padł zarzut, że ja tylko "sklejam" czyjeś wypowiedzi. Mam nadzieję, że nie odbieracie tak moich postów. 

czwartek, 24 marca 2016

Gra w żelazka

Oglądając transmisje telewizyjne zdarza się nam trafić na sport, którego nie znamy i wydaje nam się bardzo dziwny, jedną z takich dyscyplin jest curling. Niektórzy nie wiedząc co to za sport mówią "gra w żelazka", ale lepszą nazwą byłoby gra w "kamienie", dlaczego?


Curling to gra bardzo stara, a historia tej gry sięga średniowiecza. Pierwsze oficjalne wzmianki pochodzą z 1511 ze Szkocji, a samo słowo curling pochodzi z 1620 roku. Początkowo grano w tę grę głównie na obszarach wiejskich, na zamarzniętych jeziorach i stawach. 
Obecnie gra jest bardzo popularna w Skandynawii, w pozostałych państwach europejskich, w Australii, na Nowej Zelandii, a najwięcej zarejestrowanych graczy jest obecnie w Kanadzie. W Polsce również istnieją drużyny i cluby curlingowe jednak sport jest ciągle mało popularny. 

Podstawowe zasady gry


Ogólną zasadą curlingu jest to, aby zatrzymać swoje kamienie bliżej wskazanego punktu niż drużyna przeciwna, im więcej będzie takich kamieni, tym lepiej. W skład jednej drużyny wchodzi czterech zawodników, a ich nazwa pochodzi od kolejności w jakiej wyrzucają kamienie, czyli nazywają się pierwszy, drugi, trzeci i czwarty. Jednocześnie warto pamiętać, że zawsze jeden zawodnik będzie się nazywał inaczej. Będzie on skipem, czyli kapitanem. To on będzie decydował o taktyce. 
Poza wypuszczaniem kamieni istotne jest szczotkowanie. Gracze, którzy akurat nie rzucają, mają za zadanie kontrolowanie toru i prędkości wypuszczonego kamienia. Robi się to przez pocieranie szczotkami lodu, które rozgrzewa lód topiąc jego zewnętrzną warstwę, co sprawia , że kamień nie zwalnia, a jego tor się prostuje. Obce kamienie można również szczotkować, ale tylko po przekroczeniu linii połowy domu (punktu w który celujemy) i może to robić tylko skip. 

Sprzęt


Podstawą do gry są oczywiście kamienie. Cena kompletu kamieni (16 sztuk, 8 czerwonych i 8 żółtych) dochodzi do 50 tysięcy złotych! Pozostałe akcesoria to szczotki, specjalne buty (zazwyczaj jeden z podeszwą z dobrą przyczepnością, a drugi z podeszwą poślizgową). Ceny tych elementów są już dużo niższe. 

Amatorsko w curling można w Polsce pograć w większych miastach przy lodowiskach miejskich. W Gdańsku działa całoroczny tor curlingowy działa w Hali Olivia. 

Źródła:
zdjęcie-ihwinterclub.com
wikipedia.com
sport.tvp.pl

środa, 23 marca 2016

Najmniejsze miasto w Polsce

Skoro było już o największej wsi w Polsce, to teraz dla porównania najmniejsze miasto w naszym pięknym kraju. Gdzie to jest?


Najmniejszym miastem w Polsce, a właściwie najsłabiej zaludnionym jest miejscowość Wyśmierzyce. Położona ona jest w województwie mazowieckim i zgodnie ze stanem na rok 2014 posiada 921 mieszkańców. W latach wcześniejszych miejscowość liczyła nawet mniej mieszkańców, a rekordowy (w ostatnich 20-stu latach) pod tym względem był rok 2008, wtedy to mieszkało tam zaledwie 858 mieszkańców. 



Historia praw miejskich tej miejscowości sięga XIV wieku, a pierwsze zapiski o tej miejscowości pochodzą z 1338 roku, kiedy wieś trafiła w ręce zakonu benedyktyńskiego św. Wojciecha w Płocku. Wyśmierzyce utraciły prawa miejskie w 1869 roku, ale w roku 1922 odzyskały miano miasta i posiadają je do dziś. 
W tej miejscowości znajdują się zabytkowe obiekty sakralne z XIX wieku, są nimi: kościół św. Teresy z Avili oraz dzwonnica przykościelna. Wyśmierzyce są również znane z tego, że urodził się tam błogosławiony ks. prof. Franciszek Rosłaniec. 
Rywalizacja o miano najmniejszego i najmniej zaludnionego miasta trwa. Drugie najmniejsze miasto w Polsce to Działoszyce, które posiadają około 50 mieszkańców więcej od Wyśmierzyc.

Źródła:
zdjęcie-wikipedia.org
wikipedia.org
http://www.wysmierzyce.pl/

wtorek, 22 marca 2016

Francja, Belgia...

13 listopada 2015-to data, którą świat zapamięta na długo. Doszło wtedy do zamachów terrorystycznych w Paryżu, w których zginęło 137 osób, a ponad 300 zostało rannych. Dzisiaj do tej daty dołącza 22 marca 2016-dzisiaj doszło do zamachów w Brukseli. 


Na tę chwilę liczba ofiar nie jest dokładnie znana. Doszło do kilku ataków w różnych miejscach, m.in. na lotnisku i w metrze. Wszyscy liczymy na to, że skala tragedii będzie mniejsza niż we Francji, ale tak czy inaczej zginęli niewinni ludzie. Oczywiście wszyscy łączymy się w bólu z rodzinami ofiar. 

Gluten - szkodliwy? a może potrzebny?



Od kilku lat panuje moda na dietę bezglutenową. Czy ma ona pełne uzasadnienie? Czy gluten szkodzi? 


Otóż nie. Gluten może być szkodliwy dla około 1% populacji cierpiącej na schorzenia z nim związane. Są to osoby chore na celiakię, czyli nietolerancję glutenu oraz posiadające alergię na ten składnik żywności. Można go spotkać przede wszystkim w nasionach zbóż. Popularność stwierdzenia, że gluten szkodzi wszystkim wzięła się z książki napisanej przez australijskiego profesora Petera Gibsona w 2011 roku. Stwierdził on, że gluten może powodować problemy żołądkowe nawet u 1/3 społeczeństwa, jednak szybko wycofał się tych słów. Niemniej jednak na niewinnym glutenie zapadł wyrok. Niektórzy twierdzą, że gluten odpowiada za nadwagę, ale badania pokazały, że sam gluten nie tuczy, ale inne składniki występujące razem z nim już mogą, chociaż występują one także w produktach bezglutenowych.
Czy spożywacie produkty zawierające gluten czy nie, pamiętajcie o bilansowaniu diety, bo niedobór pewnych elementów w naszym organizmie jest tak samo niebezpieczny jak ich nadmiar.

Źródła:
zdjęcie- strefawod.pl
www.poradnikzdrowie.pl

poniedziałek, 21 marca 2016

EKOterroryzm

Od wielu lat w Polsce rosnącą popularnością cieszą się organizacje ekologiczne, które w swoich założeniach mają działać na rzecz ochrony środowiska, zachowania zagrożonych gatunków oraz szerzyć wiedzę ekologiczną. Cele są piękne, ale czy rzeczywiście realizowane w należyty sposób? 


W Polsce istnieje wiele organizacji ekologicznych, ale największe i najważniejsze to WWF oraz Greenpeace. Obie organizacje działają dość prężnie angażując się w wiele akcji, ale czy wszystkie są słuszne? Czy na pewno działania podejmowane przez te organizacje mają na celu tylko dbanie o środowisko naturalne? 

Akcja Puszcza


W ostatnich dniach w mediach społecznościowych szerzyła się akcja zbierania podpisów pod petycją do Prezesa Rady Ministrów o wstrzymanie wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej. Wiele osób podpisywało chętnie tę petycję nie mając świadomości o co chodzi. 
Obecnie w Puszczy Białowieskiej trwa akcja zwalczania szkodnika jakim jest kornik drukarz. Stanowi on duże zagrożenie dla drzew iglastych. W związku ze zwiększającą się populacją kornika leśnicy podjęli decyzję o wycince zagrożonych i chorych drzew tylko po to, żeby ocalić pozostały drzewostan. Organizacje ekologiczne uważają natomiast, że natura poradzi sobie sama. Uważam, że leśnicy wiedzą co robią i nie chodzi im o sprzedaż drewna, ponieważ uzyskany w ten sposób surowiec nadaje się jedynie na produkcję papieru, a to oznacza, że jest tani. Dodatkowo od początku musieli liczyć się z kontrowersjami jakie te decyzje spowodują oraz twardą reakcją organizacji ekologicznych. Czy ryzykowaliby zatem pogorszenie opinii o nich samych?

"Łoś"


Niecałe dwa lata temu WWF Polska bardzo silnie walczyła o przedłużenie moratorium na odstrzał łosia, które zostało wprowadzone w 2001 roku. Było one związane z zagrożoną populacją łosia euroazjatyckiego spowodowanego nadmiernymi polowaniami, osuszaniem bagien oraz eksploatacją torfowisk. Problem niskiej populacji łosi w Polsce miał jednak swoje początki dużo wcześniej, bo już na początku XX wieku. W ostatnich latach populacja łosia wzrosła do poziomu na tyle dużego, że zaczął on zagrażać w pewnych okolicznościach ludności. Łoś jest zwierzęciem charakterystycznym, które bardzo rzadko boi się człowieka. Zapuszcza się więc bardzo często na obrzeża miast oraz na uczęszczane drogi, gdzie stanowi zagrożenie dla życia kierowców. W roku 2014 miała zapaść decyzja o zniesieniu moratorium oraz wprowadzeniu regulacji populacji przez wydawanie planów łowieckich. WWF silnie blokował tę decyzję organizując akcje zbierania podpisów pod petycją. Ostatecznie udało przedłużyć się moratorium. W trakcie tej akcji prowadziłem krótką konwersację z WWF Polska. Nie stawiałem zarzutów dotyczących ich akcji, ale chciałem dowiedzieć się, dlaczego WWF nie prowadzi nigdy akcji typowo edukacyjno-informujących, a jedynie akcje anty decyzyjne. Chciałem, aby WWF zaczął realizować swoje statutowe założenia jednak Pani Ania (nie chcę podawać nazwiska), z którą pisałem, nie mogła albo nie chciała zrozumieć tego o co mi chodziło, chociaż pisałem już bardzo bezpośrednio. Nie zarzucam WWF-owi, że ich działanie w tamtej sytuacji było szkodliwe dla środowiska, bo nie mi to oceniać, ale akcja była skierowana przeciw myśliwym i kreowała ich na bezwzględnych morderców. Ja chciałem jedynie, aby WWF napisało kiedykolwiek na swojej stronie jaka jest funkcja łowiectwa w obecnych czasach, kiedy brak jest w środowisku naturalnym drapieżników będących w stanie dokonać naturalnej regulacji. Napisałem wtedy: "(...) chodzi mi (...) o edukację i informację na temat myślistwa, jego celów i działań samych myśliwych, którzy nie są "zabójcami" tak jak jest to często przedstawiane." Pani Ania odpisała mi wtedy: "(...) jako fundacja zajmujemy się ochroną przyrody, a nie promocją myślistwa. Myśliwi mają swoje organizacje, które zajmują się promocją myślistwa." Napisałem wtedy jeszcze jedną wiadomość, wyjaśniając, że chodzi mi o "rzetelną informację", ale nie uzyskałem już żadnej odpowiedzi mimo, że upominałem się o nią kilka razy w wiadomościach, a wszystkie komentarze, w których prosiłem o odpowiedź były szybko usuwane. Akcja zakończyła się sukcesem WWF i wcale nie twierdzę, że stało się źle, ale bardzo zawiodłem się na ludziach, którzy ją tworzą, a nie chcą poznać odmiennej opinii.

Język nienawiści


O ile same teksty umieszczane na stronach organizacji ekologicznych są jeszcze wyważone i jako tako merytorycznie uzasadnione, to komentarze zamieszone pod postami przez ludzi, którzy popierają działania tych organizacji nierzadko nadają się do zgłoszenia na policję. Wypowiedzi typu "Ludzkie wypierdki z argumentacją, że "wycinka jest potrzebna,bo puszcza sobie nie poradzi" niech lepiej palną sobie w łeb." (cytat z dzisiaj z profilu WWF Polska) są według mnie nieodpowiednie i powinny podlegać chociaż częściowej moderacji. Nikt jednak nic z tym nie robi, a budowanie negatywnego nastawienia wobec ludzi myślących inaczej niektóre organizacje przyjęły sobie chyba za główny cel. 

Co o ekologach mówi współzałożyciel Greenpeace?


Patrick Moore był jednym ze współzałożycieli Greenpeace, ale już dawno zrezygnował z angażowania się w działania tego typu organizacji. Dlaczego? Moore w jednej z wypowiedzi powiedział, że szefostwo organizacji nie rozumiało, że człowiek jest nieodłączną częścią środowiska i że dbając o środowisko, nie można zapominać o dobru człowieka. Dodatkowo zauważył, że w czasie kiedy był jednym z dyrektorów organizacji był jedyną osobą posiadającą wykształcenie związane z ekologią (jest doktorem ekologii na uniwersytecie Columbia). Co ciekawe stwierdził, ze w momencie kiedy organizacja zarabiała 100 mln dolarów rocznie ludzie w niej zrzeszeni przestali myśleć o początkowych celach. Jak sam stwierdził, kampanie były manipulacją wykorzystującą niedoinformowanie społeczeństwa oraz korzystały z języka strachu i sensacji. Czy obecnie organizacje ekologiczne wykorzystują te same metody? Wydaje mi się, że tak. 

Finansowanie


Warto przyjrzeć się finansowaniu tego typu organizacji, które są zarejestrowane jako organizacje non-profit. Jeżeli zajrzymy w sprawozdania finansowe dwóch największych organizacji w Polsce (sprawozdania są ogólnodostępne w internecie) to nie trudno zauważyć, że ich budżety to grube miliony złotych. Ja pod lupę wziąłem sprawozdania z roku 2013. WWF Polska we wspomnianym roku obracało kwotą 11 549 981,09 zł, a Greenpeace Polska niecałymi 7 milionami złotych. Moim zdaniem to dużo jak na organizacje non-profit. Czy są one wykorzystane w należyty sposób? Oceńcie sami.



Podsumowując, nie podważam znaczenia ochrony środowiska i racjonalnego korzystania z jego zasobów. Nie twierdzę też, że ochrona gatunków zagrożonych jest mało istotna, ale uważam, że nie może to stanowić swoistej blokady dla rozwoju człowieka. Nie oceniam też wszystkich ekologów jako ludzi, którzy chcą źle. Wręcz przeciwnie, uważam, że większość chce bardzo dobrze dla nas wszystkich i dla środowiska, ale niedoinformowanie, często celowe, ze strony organizacji takich jak WWF czy Greenpeace prowadzi do negatywnego nastawienia wobec ich działań. 

Źródła:
zdjęcie-muka.pl; tumbircom
wikipedia.org
facebook.com
http://natemat.pl/150489,wspolzalozyciel-greenpeace-ta-organizacja-rzadzi-ciemnota-nienaukowe-podejscie-niszczy-ludzkosc
http://awsassets.wwfpl.panda.org/downloads/sprawozdanie_finansowe_2013_2.pdf
http://www.greenpeace.org/poland/PageFiles/622737/sprawozdanie-finansowe2013.pdf

Największa wieś w Polsce

Wielu osobom wydaje się, że wyznaczona jest granica, w której wieś może stać się miastem i jest to zależne od liczby mieszkańców. Jest to prawda, ale tylko częściowa, ponieważ liczba mieszkańców jest jednym z kryteriów przyznania praw miejskich. 


Pozostałe kryteria to posiadanie infrastruktury kanalizacyjnej i wodociągowej, posiadanie praw miejskich w przeszłości, brak zabudowy zagrodowej w części miejskiej, wydzielone centrum oraz udział procentowy mieszkańców utrzymujących się z działalności pozarolniczej (60%). Poza tym musi paść konkretny wniosek władz lokalnych o zmianę statusu miejscowości.

Kozy


Największą wsią w Polsce jest miejscowość Kozy, położona w województwie śląskim. Posiada około 12500 mieszkańców, czyli niemal tyle samo co Pasłęk! Mimo tak dużej liczby mieszkańców, Kozy nie posiadają praw miejskich. Jest to związane głównie z chęcią zachowania miana największej wsi (gdyby nie to, to teraz bym o nich nie wiedział). Władze gminy (Kozy stanowią gminę składającą się tylko z jednej wsi) podkreślają przedsiębiorczość swoich mieszkańców, ponieważ 1 na 10 mieszkańców posiada mały lub średni podmiot gospodarczy. Warto zauważyć, że historia tej miejscowości sięga XIV wieku, kiedy to po raz pierwszy wspomniano o niej w dokumentach papieskich. W przeszłości istniały dwie osobne miejscowości, Kozy górne i Kozy dolne, jednak z czasem połączone zostały w jedne Kozy, lecz w herbie miejscowości pozostały dwie kozy. 


Wieś posiada kilka interesujących zabytków m.in. pochodzące z XVIII wieku budynki pałacu Czeczów oraz kapliczki św. Jana Nepomucena. Warto zwrócić również uwagę na kościół z początku XX wieku. 
Źródła:
zdjęcia - http://kozy.vot.pl/
http://kozy.vot.pl/
wikipedia.org

niedziela, 20 marca 2016

Esperanto


W 1887 Ludwik Zamenhof opublikował "Język międzynarodowy. Przedmowa i podręcznik kompletny". W książce zapisał podstawy nowego, w jego założeniu, uniwersalnego języka, który pomoże w międzynarodowej komunikacji. Nazwa "esperanto" oznacza w prostym tłumaczeniu język międzynarodowy.
Obecnie posługuje się nim na świecie od 100 tysięcy do 2 milionów osób (zależnie od znajomości języka). Regularnie odbywają się spotkania osób, które władają esperanto. Mimo, że nie stanowi on języka urzędowego w żadnym państwie na świecie, to uznawany przez UNESCO, a także Sejm RP. Istnieją magazyny publikowane w tym języku, a także grupy dyskusyjne. Ciekawe jest to, że w planach Zamenhofa miał on stanowić jedynie język pisany, a odmiana słów odbywa się zawsze w ten sam sposób, dlatego znając jedną formę wyrazu wiemy jak go dalej odmienić.

Źródła:
Zdjęcie-Flaga esperancka
wikipedia.org

sobota, 19 marca 2016

Trzy kolory - czerwony, żółty i zielony


Sygnalizator świetlny, rzecz tak często przez nas spotykana i pomijana. Czy zastanawialiście się kiedyś kto i kiedy wymyślił sygnalizację? Nie? Ja zastanowiłem się nad tym wczoraj.
Wynalazcą tego ważnego instrumentu kierującego ruchem drogowym był John Peake Knight, który zaprojektował sterowany ręcznie semafor z zamontowaną lampą gazową, która wysyłała czerwone i zielone sygnały świetlne. Instalacja działała w Londynie na przełomie lat 1868-69 przez... niecały miesiąc, ponieważ wybuchł gaz. Dopiero w 1914 roku USA Garrett Morgan zaprojektował sygnalizator elektryczny z dwoma barwami, czerwoną i zieloną. 6 lat później dodano również kolor żółty (pomarańczowy). Przez kolejne lata pomysł rozwijał się coraz bardziej, zaczęto synchronizować skrzyżowania (1922), budować sygnalizatory zależne od natężenia ruchu aut (1928) i pieszych (1933). Do Polski wynalazek dotarł już w 1926 roku. Sygnalizator został zamontowany w Warszawie.
W większości państw świata stosowany jest ujednolicony rodzaj sygnalizatorów trójbarwnych (dla aut) i dwubarwnych (dla pieszych), ale przepisy miewają pewne niuanse, np. w Gracji montowane są strzałki w kolorze pomarańczowym informujące o kolizyjnym przejściu dla pieszych. Również w Polsce spotykane są sygnalizatory posiadające dodatkowe funkcje, chociażby odliczające czas do zmiany światła.

Zapraszam jutro po kolejną dawkę ciekawostek i pamiętajmy, że warto zwracać uwagę na sygnalizatory, bo gwarantują bezpieczeństwo nam i innym uczestnikom ruchu drogowego.

Źródła:
zdjęcie - http://www.greenlight.waw.pl/?sygnalizacja-swietlna,7
https://pl.wikipedia.org

piątek, 18 marca 2016

Ziemia Polski czy Polaka?

Od kilku lat w Polsce trwa dyskusja jak zachować grunty rolne w rękach Polaków. Debata jest tym bardziej intensywna, im bliższa jest data uwolnienia sprzedaży ziemi dla obcokrajowców. Ale właściwie o jakich gruntach mowa? Co grozi nam, jeżeli ziemię kupią obcokrajowcy?


Powierzchnia użytków rolnych w Polsce wynosi 18,87mln hektarów (na rok 2011) co stanowi nieco ponad 60% powierzchni całego kraju. Rolnictwo spełnia jednak istotną rolę nie tyle ekonomiczną, a egzystencjonalną. Udział rolnictwa w PKB Polski wynosi nieco ponad 3%, to bardzo mało patrząc na uwarunkowania historyczne i geopolityczne, ale pozwala realizować podstawową potrzebę fizjologiczną, jaką jest zaspokojenie głodu. Niektórzy powiedzą, że nie ma dla nich znaczenia czy będą jedli chleb z mąki polskiej, niemieckiej czy ukraińskiej. Ja uważam, że to ma znaczenie, szczególnie w obliczu ostatnich zawirowań związanych z konfliktem we wschodniej Ukrainie powinniśmy mieć świadomość, że samowystarczalność, choćby krótkoterminowa, może pozwolić nam przeżyć. Tylko czy na pewno dobrym rozwiązaniem jest to, aby grunty należały przede wszystkim do państwa?

Wolny rynek


Ziemia jest dobrem bardzo charakterystycznym, ponieważ jest niepomnażalna i nieprzemiszczalna. Co to oznacza? Nie możemy tworzyć nowej powierzchni uprawnej (chyba, że mamy dużo petrodolarów) i nie możemy dowolnie zmieniać jej położenia. Sprawia to, że nie przybędzie nam hektarów z niczego, dlatego jej wartość czysto pieniężna jest wysoka. Obecnie w Polsce średnia cena hektara ziemi uprawnej przekracza 30 tys. zł za hektar. To dużo, a cena ciągle rośnie. Mimo wszystko i tak daleko nam do innych państw UE, gdzie średnia cena przekracza 60 tys. zł. Z tego właśnie powodu jesteśmy "łakomym kąskiem" dla Niemców czy Holendrów. Od kilku lat inwestorzy z tych państw szukali sposobów, żeby mimo obowiązujących zakazów kupować u nas ziemie i stosunkowo prosto im się to udawało. Wystarczyło znaleźć człowieka, na którego kupimy ziemię, tzw. słupa. Wyobrażacie sobie, że człowiek, który do tej pory mieszkał w wynajmowanym mieszkaniu, pracował na zwykłym etacie nagle posiadał kilka milionów złotych? Tak właśnie bywało. Istniały również możliwości zakładania spółek, które miały zapisany udział kapitału polskiego. W tych przypadkach prawo też kulało. Znane są historie, gdzie obcokrajowiec kupował w Polsce ziemie i twierdził, że tutaj jest jest już inne państwo i nikt mu nie może nic zrobić. Moim zdaniem, to nie jest dobre podejście. Polskich rolników nie stać, aby konkurować cenowo z bogatymi zachodnimi inwestorami. Od wejścia do UE na polskiej wsi zmieniło się wiele, widać to przede wszystkim po sprzęcie jakim teraz się pracuje, ale nadal nie dogoniliśmy technologicznie zachodu, a bez równego poziomu mechanizacji nie ma mowy o porównywalnych przychodach. 

Propozycje rządowe


Nasz obecny rząd zablokował sprzedaż ziemi należącej do Skarbu Państwa niezależnie kto chce ją kupić, Polak, czy obcokrajowiec. Ok, zgadzam się na to, ponieważ wiem, że gdybyśmy próbowali wstrzymać sprzedaż tylko dla obcokrajowców UE nałożyłaby na nas sankcje. Niepokoją mnie jednak proponowane zapisy nowej ustawy rolnej, a przynajmniej fragmenty, o których mowa. Nie znalazłem nigdzie pełnej wersji ustawy, pewnie dlatego, że jest ona ciągle w trakcie prac i obrad, ale części, które od czasu do czasu trafiają do mediów, mają uderzyć w podstawową wartość Konstytucji RP, a konkretnie Art. 21 .
1. Rzeczpospolita Polska chroni własność i prawo dziedziczenia. 
2. Wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem.
Czy zatem dopuszczalna jest możliwość upaństwawiania gruntów w momencie, kiedy urzędnik tego zapragnie? Oczywiście przewidziany jest ekwiwalent pieniężny, tylko czy będzie on realnie odzwierciedlał wartość utraconych gruntów? Co z ludźmi, którzy biorą kredyty na kupno ziemi oraz na inwestycje w sprzęt rolniczy, czy wypłacone kwoty pokryją chociaż poniesione nakłady, czy może rolnik zostanie z bez ziemi, a z traktorami i długiem? Na tą chwilę propozycje PiS budzą więcej niepokoju, niż sama możliwość wykupu ziemi przez obcokrajowców. Ustawa przewiduje również naruszenia prawa dziedziczenia, o którym mówi konstytucja, ale rząd udowadnia ostatnio, że konstytucja nie jest już najważniejszym aktem prawnym i można z nim polemizować. 

Źródła:
zdjęcie - własne (udało mi się, nie? ) :)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grunty_rolne
https://pl.wikipedia.org/wiki/Gospodarka_Polski
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19970780483
http://polanowscy.pl/pl/goracy-temat/news,575,sprawdz-ile-w-europie-kosztuje-ziemia-rolna.html
http://www.rp.pl/Opinie/302049972-Rolnicy-a-projekt-PiS-nowelizacji-ustawy-o-ksztaltowaniu-ustroju-rolnego.html#ap-1

P.S.
Szkoda, że media są teraz w Polsce bardzo skrajne i nacechowane tylko "hura" optymistycznie i bardzo negatywnie i nie można nigdzie znaleźć obiektywnej wypowiedzi na ten temat. Podałem w źródłach www.rp.pl, ale korzystałem też z innych doniesień medialnych, aby stworzyć własną ocenę sytuacji.

Z Krakowa do Warszawy


Dzisiaj rozpoczynamy serię dodawania ciekawostek, będę starał się dodawać każdego dnia jedną, krótką ciekawostkę, liczę na wasze pomysły w komentarzach :)

Na początek może coś związanego z datą rozpoczęcia mojej serii, czyli 420-ta rocznica przeniesienia stolicy do Warszawy.
18 marca 1596 roku. To tego dnia król Zygmunt III Waza zdecydował, że warto przenieść stolicę z Krakowa do Warszawy, ale dlaczego? Proces przeniesienia stolicy do Wa-wy był dużo bardziej skomplikowany niż sama decyzja króla. Od połowy XVI wieku przygotowywano to miasto do objęcia tejże ważnej funkcji. Wszystko zaczęło się od ustanowienia w Warszawie rezydencji królewskiej. Związane to było z centralnym położeniem obecnej stolicy, jej dużo bliższego położenia względem Litwy i Pomorza w stosunku do Krakowa. Już od kilku lat w Warszawie odbywały się spotkania sejmu walnego czy elekcje królewskie. Dodatkowym argumentem, który miał niewątpliwy wpływ na konkretną datę był pożar na Wawelu z początku 1596 roku (niektóre źródła mówią o roku 1595). Proces przenoszenia dworu trwał aż do roku 1609. Zaskakujący może być fakt, że w tamtych czasach nikt nie mówił o Warszawie jako o stolicy, a jedynie jako o "Mieście rezydencyjnym Jego Królewskiej Mości".  Powszechnie nadal  Kraków był uznawany za stolicę i to tam odbywały się koronacje królewskie i pogrzeby królów.

Źródła:
zdjęcie - http://culture.pl/pl/dzielo/kolumna-zygmunta-iii-wazy-w-warszawie
https://pl.wikipedia.org

środa, 16 marca 2016

Koryto...

Od wielu lat Polacy ciągle narzekają na nasze władze. Każdy mówi, że jest źle, ale tylko nieliczni próbują coś zmienić. W wyborach do Parlamentu od 2000 roku tylko dwa razy zdarzyło się, że frekwencja przekroczyła 50% i to o niewiele. W 2001 roku głosowało 46,3%, w 2005 - 40,6%, w 2007 - 53,9%,w 2011 - 48,9%, w rok temu 50,9%. O czym to świadczy? Polakom bardzo łatwo przychodzi ocenianie, dużo trudniej branie odpowiedzialności, a głosując, przyjmujemy część odpowiedzialności na siebie. W Belgii głosowanie jest obowiązkowe i tam frekwencja wynosi zazwyczaj ponad 90%, ale czy przymus jest dobrym rozwiązaniem? Według mnie - nie. Czynne PRAWO wyborcze uzyskuje się w RP mając ukończone 18 lat. Jest kilka sytuacji, w których można je stracić, ale są to sytuacje marginalne. Nie głosując pozwalamy na decyzję innym i w takim wypadku uważam, że rezygnując z prawa głosu rezygnujemy również z prawa do oceny władz. Ja od moich 18-tych urodzin nie opuściłem żadnych wyborów i jestem z tego dumny. W moim mniemaniu mam też prawo oceny władz. Więc to robię :) .
Ostatnie wybory pokazały nam, że silny elektorat jednej partii może zdecydować o ostatecznym podziale miejsc w Parlamencie. Większość osób, z którymi rozmawiałem nie poparło PiS-u, a mimo tego ta partia wygrała. Ja uważam, że daliśmy się wziąć metodą "na wnuczka". Wśród osób powyżej 50 roku życia PiS uzyskał prawie 50% poparcia! Obietnice prawione w wyborach są teraz powoli realizowane. Nie koniecznie są to złe pomysły, chociaż ich forma często odbiega od tego, na co wszyscy liczyli. Z ostateczną oceną poczekam jeszcze 3 lata, ale na tą chwilę nawet pomysł 500+ jest właściwie nieokiełznany. Nie można przewidzieć ile to będzie nas wszystkich kosztowało, bo nie mamy pojęcia ile z tych pieniędzy wróci do budżetu pod postacią podatków. Pewne jest jedno, będzie kosztowało dużo, a tych pieniędzy nie da się wyczarować, najpierw trzeba je zabrać nam wszystkim, żeby później nam je oddać, po drodze część z nich wyparuje, bo koszty administracji nie są nigdzie kalkulowane. Czy realnie to rozwiązanie zwiększy dzietność? Może o kilka %, ale raczej w rodzinach, w których i tak jest już kilkoro dzieci (ja to nazywam brzydko "rozpłodnikami" ). Osoba, która obecnie zarabia kilka tysięcy złotych nie zdecyduje się na rezygnację z pracy dla tych pięciu stów. Gwarancja żłobka i przedszkola, stałej pracy na normalnym poziomie płac i możliwość dłuższego urlopu przemówiłby o wiele bardziej, ale 500+ sprzedawało się przed wyborami lepiej.
Kolejną rzeczą jest obsada stanowisk. Szkoda, że przed wyborami nie było informacji, że ministrem MON zostanie człowiek, który wszędzie szuka zamachów. Ostatnio rozbawiło mnie do łez stwierdzenie wypowiedziane w toruńskiej TV, że w Polsce na obywatelach testowano broń elektromagnetyczną. Nie wierzę, że ktoś zdecydowałby się na takie ruchy i że nasza armia ma dostęp do nikomu nieznanych rodzajów broni. Może ktoś usłyszał o premierze Star Wars-ów i nie za bardzo wie co to jest, więc stwierdził, że to broń. Szczerze, nie wiem skąd ludzie biorą takie historie, ale wypowiedź ministra na ten temat brzmiała tak groźnie, że zaczynam okładać ściany ołowiem. Kolejna rzecz, która mnie rozbawiła to pomysł utworzenia katolickich oddziałów wojska. Szykujemy się na krucjatę? Papież wezwał do broni? O tym też nic nie wiem, ale mam nadzieję, że obce armie i dowódcy nie śmieją się z naszej obronności tak, jak ja śmiałem się z tych pomysłów.
Na temat obecnych władz to tyle w tym poście. Teraz zerknijmy może nieco wstecz. O ile PiS zrobiło nas metodą "na wnuczka", o tyle PO z PSLem robiły nas bez zbędnej wazeliny i jeszcze starały się zapudrować nasz siniaki. Afery chowane pod dywan i obracanie kota ogonem wcześniejsze władzy opanowały do perfekcji. Podam przykład, afera podsłuchowa rozbiła się o to kto podkładał podsłuchy, ale czy to był główny problem? Przecież nikt nie poniósł realnej odpowiedzialności za swoje słowa. No może PO jako partia nieco poniosła, bo przegrało wybory, ale czy to wystarczy?
Coś w tym kraju idzie nie tak i to nie jest tylko wina naszych władz, to też wina nas samych, bo pozwalamy żeby tak się działo. Mamy wielkie możliwości, otwarte okno na świat, ale nie pozwólmy, żeby ktoś nas z tego okna wypchnął i nie skaczmy też sami.

wtorek, 15 marca 2016

e-przyjaźń - realna czy wirtualna?

Czy poznaliście kiedyś przez internet kogoś, o kim mówicie przyjaciel? Czy w ogóle możliwe, żeby kogoś na prawdę poznać w sieci?
Okazji do poznania ludzi w sieci mamy wiele, wystarczy założyć konto na facebooku a prędzej czy później odezwie się ktoś kogo nie znasz i zaczniesz z tym kimś rozmowę. Można też poznać kogoś przez chat, ale osobiście nigdy nie miałem styczności z tego typu kontaktami, więc się nie wypowiadam. Ja poznałem kilka osób dzięki grom. Nie ważne czy chodzi o LoL-a, BF, kurnik czy OGame, wszędzie poznajemy nowych ludzi, jednych na chwilę, drugich tylko na kilka minut, a jeszcze innych na długie lata. Ważne, żeby traktować ich jak realną osobę, a nie nick z gry, wtedy, możemy taką znajomość ciągnąć nieco dłużej, szczególnie w grach czasu rzeczywistego jak np. wspomniany OGame, w który gram od kilku lat. W tej grze poznałem właśnie Robcia. Początkowo to był tylko jeden z graczy z sojuszu, a teraz jest człowiekiem, którego w ciemno zapraszam na weekend pod własny dach, ale po kolei.
Dwa lata temu znaleźliśmy się w jednym sojuszu, każdy pisał coś o sobie, pokazywał realnego siebie. Zaczynało się tradycyjnie: "Cześć, jestem Adam, mam 32 lata. Mieszkam niedaleko Krakowa." Później pojedyncze sytuacje i wiadomości sprawiały, że poznawaliśmy się coraz lepiej. Mimo, że w naszej grupie jest około 15-20 osób, to zawsze tylko kilka bierze udział w każdej rozmowie i właśnie do tej już bardzo skromnej grupki na leżę ja i Robcio. Tematy poruszane w wiadomościach są przeróżne, od stałych kłótni między mną a Radiem co jest lepsze, Lechia Gdańsk czy Cracovia, po narzekanie Spo na klientów, porady porady naszego programisty Darka, czy pomoc w wyborze laptopa ze strony Robcia. Czasami to irytujące, kiedy wchodzisz wieczorkiem, chcesz przejrzeć ważne wiadomości z gry, a tam 50 wypowiedzi o "dupie Maryni" :) , ale tak bywa zazwyczaj i człowiek przyzwyczaja się do tego spamu, a nawet mu tego czasami brakuje jak jest cisza. My z Robciem stosunkowo szybko wymieniliśmy się numerami telefonów. Wtedy to miało znaczenie tylko dla lepszej gry, teraz to jedna z pierwszych osób, która widnieje na liście z życzeniami świątecznymi. Przy każdej rozmowie, o wracającej flocie poruszaliśmy jakiś inny temat. Kończyło się to zazwyczaj tym, że z 5 minut robiło się 50. Po setkach wygadanych minut przez telefon, tysiącach wymienionych wiadomości w grze doszliśmy do wniosku, że czas się spotkać. Spotkanie było planowane w szerokim gronie, ale wiadomo, ktoś jest z Krakowa, ktoś Gdańska, ktoś inny z Łodzi, a jeszcze ktoś z mazurskiej wsi. Nie było szans, dopasować się do wszystkich i w ten sposób nasze plany spełzły na niczym. Robcio i ja mimo dzielących nas 400km i tak twierdziliśmy, że trzeba się spotkać i zjeść jakąś rybkę (wiadomo, rybka lubi pływać :) ) tylko nigdy nie było czasu, aż do jednego telefonu. Robcio zadzwonił, żeby pogadać o OGame, ale szybko zeszliśmy na inny temat. Nie wypalił mu plan na zimowy urlop i musi z dziewczyną siedzieć w domu... Szybka myśl i słowa: "poczekaj 3 minuty, zaraz zadzwonię". Zapytałem mojej lubej, czy zapraszamy jakby nie było obcego nam Robcia z jeszcze bardziej obcą nam dziewczyną do nas na kilka dni. A. się zgodziła. Szybki telefon i... "Robciu, zapraszamy do nas". Chłopak nie miał łatwo, żeby przekonać swoją dziewczyną do nocowania u obcych ludzi, ale też się zgodziła. Następnego dnia po południa siedzieliśmy już razem w czworo przy stole i uskutecznialiśmy pływającą rybkę. My dwaj pewnie siedzielibyśmy całą noc i gadali, ale dziewczyny kazały iść spać. Przez te 3 dni spędzone w czworo poznaliśmy się, zwiedziliśmy Trójmiasto i pogadaliśmy ile można było, a i tak czasu zabrakło. Smutno było wyprowadzać Robcia z dziewczyną na obwodnicę, ale teraz my planujemy odwiedziny.
Podsumowując, czy można poznać kogoś w sieci i prawdziwie się zaprzyjaźnić? Myślę, że to możliwe, ale wymaga to o wiele więcej czasu niż normalnie. Poza tym w tego typu znajomościach trzeba być ostrożnym. Nie każda znajomość musi przerodzić się w przyjaźń, ale na pewno mamy szansę poznać bardzo wartościowych ludzi.

P.S.
Pozdrowienia dla całej ekipy z OGame :)

Będzie odlot, czy skończy się jak zawsze?

Eurowizja... Co roku Polska wysyła na ten konkurs swojego reprezentanta, ale nigdy nie doczekaliśmy się sukcesu, na który tak bardzo liczymy. Dawniej udział brali w tym konkursie polscy piosenkarze, którzy wypadali lepiej lub gorzej, ale starali się jak mogli, jednak od kilku lat staramy się bardziej wywołać poruszenie historią reprezentanta, niż jego piosenką. Wysyłaliśmy już nikomu nieznaną (lub nieznanego) Isis Gee, podejrzewaną o to, że jest transwestytą, wysyłaliśmy też Monikę Kuszyńską. Nie twierdzę, że nie potrafi śpiewać, ale to nie styl Eurowizji i szału nie było. W tym roku wysyłamy Michała Szpaka i co tym myśleć? Osobiście uważam, że Margaret mogłaby zapewnić nam organizację konkursu w przyszłym roku w Polsce, no ale cóż...  Różne są gusta i pokazał to rok 2014, kiedy Cleo przegrała, bo nie ma brody. Poza tym konkurs się zmienił, dawniej decydowali ludzie, teraz my wszyscy mamy tylko tylko 50% głosów, reszta to opinia Jury, ludzi z show biznesu, a to środowisko jest specyficzne. We wspomnianym roku '14 Cleo w głosowaniu SMS zajęła 5 miejsce, a w ogólnym rozrachunku - 14... To właśnie pokazuje najbardziej, że Eurowizja to bardzie taki europejski "Mam talent", w którym liczy się show i rozgłos, niż konkurs realnie pokazujący co podoba się ludziom.

P.S.
W 2014 w głosowaniu SMS wygraliśmy w Irlandii, Wielkiej Brytanii, w Norwegii i na Ukrainie, ale jurorzy w UK dali nam 25 miejsce, w Irlandii - 26, a w Norwegii - 19, wyłamała się Ukraina i dała nam 8 miejsce. Smutne 

poniedziałek, 14 marca 2016

Bezpieczniej z nimi czy bez nich?

Od jakiegoś czasu przyglądam się uważnie sytuacji wokół naszej armii. Mała, bo mała, ale to właśnie 100 tysięcy polskich żołnierzy ma być podstawowym gwarantem naszej suwerenności, która jeszcze nie dawno była taka pewna, a teraz może wydawać się zagrożona. Nie liczmy na to, że zachód nam pomoże, bo już kilka razy w naszej historii na tej wierze się przejechaliśmy. Nie rozumiem więc dlaczego nasz rząd z taką łatwością pozbywa się ludzi z tak wielkim doświadczeniem? Jak można pozwolić na to, żeby kilkunastu polskich generałów odeszło z pracy?! i to tylko dlatego, że rozpoczęli służbę przed wspomnianym rokiem '89. Czy ten rok to wyrok? Obawiam się, że już niebawem może zapaść decyzja o obowiązkowej eutanazji dla ludzi urodzonych w PRL, bo na pewną są komunistami. Przecież nie każdy kto w tamtych latach rozpoczął służbę jest rosyjskim agentem. Mówię, że nie każdy, bo nie oszukujmy się, służby wywiadu działają i pewnie kilku agentów rosyjskich, amerykańskich czy izraelskich w tym kraju jest, tak samo jak nasi agenci powinni być w innych państwach. Taka natura tej "branży". Wracając do tematu, zagrożenie płynące ze zwolnienia ludzi z ogromnym doświadczeniem wypracowanym w większości w rzeczywistym polu walki, jest niemal nie do przyjęcia. Przecież właśnie te osoby tworzyły cały system obronności i nikt nie zna go tak, jak oni.

Bohater czy już nie?

Krytyka rozciągająca się wokół postaci Lecha Wałęsy, jednego z nielicznych symboli Polski za granicą, wymienianego jednym tchem z Janem Pawłem II, jest dla mnie poruszająca. Od wielu lat mówiło się o "Bolku" i o podpisie. Nawet sam główny zainteresowany od czasu do czasu mówił, że "coś podpisał". Szkoda, że nie powiedział otwarcie: "tak, podpisałem dokument o współpracy". Afera byłaby dużo mniejsza, gdyby wszystko zostało normalnie wyjaśnione. Nie oceniam tego, czy zrobił źle czy dobrze. Nie byłem w takiej sytuacji, nie żyłem w tamtych latach, nie wiem co sam bym zrobił. Poza tym uważam, że podpisanie współpracy z SB przez wiele osób było spowodowane tylko i wyłącznie chęcią normalnego życia. Dla wielu to była jedyna możliwość uzyskania paszportu, dodatkowych "kartek" na wyżywienie rodziny itp. Czy to grzech, że chcesz dziecku dać czekoladę? Teraz wiele osób tego nie rozumie, szczególnie wychowanych po '89 roku, że nie było łatwo. Kiedy boisz się o życie swoje i swoich bliskich robisz rzeczy, których możesz się później wstydzić, ale dla mnie jest ważne nie to jak Wałęsa zaczynał, a to jak kończył. Może to nie on sam spowodował to, że mogę to teraz normalnie pisać, ale on jest symbolem tych wydarzeń i symbolem Polski, a o takich ludzi trzeba dbać. Skoro pozwalamy na to, żeby szef amerykańskich służb mówił o "polskich obozach koncentracyjnych", nie reagujemy na to twardo i zdecydowanie, tylko parzymy się z tym naszych mediach i tutaj robimy problem, to po co dokładamy sobie jeszcze sami kolejne niechlubne historie? Anglicy z agenta zrobili bohatera, a my z bohatera robimy agenta...

Nowe lepsze, ale znane i nielubiane

Otwierając każdy portal informacyjny, oglądając telewizję, czytając gazety... wszędzie widzimy nagonkę polityczną. Większość z nas już dawno jest tym znudzona i mało interesuje się tym, co dzieje się Sejmie RP. Mnie to akurat interesuje. Interesuje mnie dlatego, że chcę być świadomy co dzieje się w moim kraju, w Polsce. Martwię się tylko tym, że nie kierujemy się w swoich myślach własnym zdaniem, rzetelnie przekazanymi informacjami, a jedynie subiektywnymi opiniami wielu ludzi, z których wypowiedzi wykrajane są jeszcze szczątkowe treści kreujące w nas konkretne opinie.
Niemniej jednak jestem zaniepokojony tym co się dzieje i to nie dlatego, że tak sugerują szeroko pojęte media. Martwię się, bo widzę jakie decyzje zapadają, albo jakich decyzji brakuje.
Nasz rząd, tak sprawnie oceniający przeszłość, sam do tej przeszłości dąży.

Stało się...
Niechętnie podchodziłem do możliwości założenia własnego bloga, ale nie podobało mi się wrzucanie długich postów na fb. Od małego interesowało mnie wiele rzeczy, w jedne angażowałem się bardziej, w inne mniej, jedne wychodziły mi idealnie, a inne beznadziejnie, ale zawsze miałem swoje zdanie, którym teraz chciałbym się z Wami podzielić. Zapraszam do lektury.