Krytyka rozciągająca się wokół postaci Lecha Wałęsy, jednego z
nielicznych symboli Polski za granicą, wymienianego jednym tchem z Janem Pawłem
II, jest dla mnie poruszająca. Od wielu lat mówiło się o "Bolku" i o
podpisie. Nawet sam główny zainteresowany od czasu do czasu mówił, że "coś
podpisał". Szkoda, że nie powiedział otwarcie: "tak, podpisałem
dokument o współpracy". Afera byłaby dużo mniejsza, gdyby wszystko zostało
normalnie wyjaśnione. Nie oceniam tego, czy zrobił źle czy dobrze. Nie byłem w
takiej sytuacji, nie żyłem w tamtych latach, nie wiem co sam bym zrobił. Poza
tym uważam, że podpisanie współpracy z SB przez wiele osób było spowodowane
tylko i wyłącznie chęcią normalnego życia. Dla wielu to była jedyna możliwość
uzyskania paszportu, dodatkowych "kartek" na wyżywienie rodziny itp.
Czy to grzech, że chcesz dziecku dać czekoladę? Teraz wiele osób tego nie
rozumie, szczególnie wychowanych po '89 roku, że nie było łatwo. Kiedy boisz
się o życie swoje i swoich bliskich robisz rzeczy, których możesz się później
wstydzić, ale dla mnie jest ważne nie to jak Wałęsa zaczynał, a to jak kończył.
Może to nie on sam spowodował to, że mogę to teraz normalnie pisać, ale on jest
symbolem tych wydarzeń i symbolem Polski, a o takich ludzi trzeba dbać. Skoro pozwalamy na to, żeby szef amerykańskich służb mówił o "polskich obozach koncentracyjnych", nie reagujemy na to twardo i zdecydowanie, tylko parzymy się z tym naszych mediach i tutaj robimy problem, to po co dokładamy sobie jeszcze sami kolejne niechlubne historie? Anglicy z agenta zrobili bohatera, a my z bohatera robimy agenta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz