poniedziałek, 3 października 2016

Moskiewskie dzienniki 3


Na początek muszę Was wszystkich przeprosić. Obiecałem pisać regularnie a wyszło... jak zawsze. Przyczyn było kilka, brak czasu, problemy z internetem, wódka, piwo... dobra, co ja będę wkręcał, nie chciało mi się i już :D Tak czy inaczej, przejdźmy do ostatnich wydarzeń z Moskwy.


Niedziela - 17.07 

Darwin

Jako, że spaliśmy dość krótko niezbyt chętnie wybraliśmy się na kolejny zaplanowany wyjazd, ale skoro każą... Tym razem celem naszej wyprawy miało być Muzeum Darwina - pierwsza myśl: "brzmi fajnie". Kiedy już dotarliśmy na miejsce okazało się, że wcale tak fajnie było. MADI nie przewidziało dla nas środków na wejście w część płatną, więc musieliśmy się zadowolić wystawą darmową. No dobra... idziemy. W tym momencie nie wiem co napisać, nasuwa mi się "a mogliśmy nie iść", to chyba byłoby dość trafne. Część bezpłatna okazała się wystawą wypchanych zwierzątek i częściowo plastikowych odlewów. Dzieci, które tam były wyglądały na zadowolone, ale nas jakoś nie specjalnie to interesowało. Ostatecznie mnie uratowała kanapa, na której mogłem się w spokoju zdrzemnąć :D. Po wszystkim wróciliśmy do akademika dość mocno zdegustowani atrakcją.

Poniedziałek - 18.07 

Wolne

Wolny dzień! W końcu można było poleżeć nic nie robiąc, a w między czasie porobić porządki ze swoimi rzeczami. Pranie za praniem, normalne życie, nie specjalnie jest co opowiadać, może poza tym, że okazało się, że zakaz picia alkoholu dotyczy nas nie tylko na terenie obiektu, ale w całej Moskwie... Powrót po dwóch piwkach wypitych na mieście zakończył się spotkaniem z kierownikiem ochrony i pisaniem jakiś głupich oświadczeń. Nie ma co oszukiwać, poczuliśmy się jak w więzieniu przez tego pajaca.


Wtorek - 19.07 

Pszczółki...

Wtorek miał zaplanowaną kolejną z atrakcji, które wcale atrakcyjne dla nas nie były. Właściwie odebraliśmy to jak wyjście na spacerniak. Pojechaliśmy do parku, w którym pokazano nam jak mieszkają pszczółki. Właściwie tyle z tego zapamiętałem, no może jeszcze to, że przy rzece Moskwa stał meczet, a niedaleko od niego synagoga. Kontrast kulturowy tego miejsca był porównywalny do kontrastu architektonicznego całej Moskwy. Tak czy inaczej wyjście raczej nieudane.

Środa - 20.07 

Deszcz

Rano usłyszeliśmy, że jedziemy do kolejnego parku. Wtedy przez głowę przeszła krótka myśl: "kurwa, ile można". Na miejscu okazało się, że tym razem było warto. Wyszliśmy z metra, a przed nami... łuk tryumfalny. Dalej widać było moskiewskie centrum biznesowe. Trzeba im przyznać, że robi wrażenie. W samym parku też sporo atrakcji. Stoi tam obelisk mający 140 metrów wysokości (też robi wrażenie). W samym parku znajduje się muzeum wojny ojczyźnianej. Łaziliśmy w okopach, oglądaliśmy różne rodzaje sprzętu wojskowego z początku XX wieku, a wtedy zaczęło lać. Miał to być przelotny deszczyk, ale w Rosji wszystko jest większe, przelotne deszczyki też. Lało około godziny deszczem, po którym w Galerii Bałtyckiej zaczęłyby pływać ryby (aaa... sory, już pływają :D). Ostatecznie tam mocno nie zmokliśmy, bo schowaliśmy się do psudo hangaru, pod którym znajdowała się wystawa lotnicza. Przeczekaliśmy ulewę i poszliśmy dalej. Okazało się, że to nie jest przelotny opad, tylko przelotne OPADY! Deszcz złapał nas ponownie, tym razem nie było się gdzie chować. Ja akurat miałem foliowy płaszcz, ale zaprosiłem pod niego 3 osoby, część zmieściła się pod parasolem, który ktoś zabrał. Ostatecznie udało wyjść się z suchą głową, ale mokrymi nogami. Połowiczny sukces, ale chociaż było śmiesznie :D Po powrocie odbyło się masowe suszenie ubrań i butów. Ja byłem padnięty...



Czwartek - 21.07 

Zajezdnia

Jedna z atrakcji, o których wiedzieliśmy już w Polsce i z góry było wiadome, że będzie ona lipna - zajezdnia autobusów gazowych. Oprowadzający starali się nas przekonać o wyższości rosyjskiej myśli technicznej, o wyśrubowanych normach i genialnych rozwiązaniach. W gruncie rzeczy autobusy jak autobusy, niby gazowe, ale u nas tez takie są, a nawet lepsze, więc o czym mowa? Nikt chyba nie brał do końca poważnie tego co nam mówili, bo warsztat naprawczy wyglądał na wypucowany specjalnie na nasze odwiedziny. Poza tym te wszystkie normy techniczne, rozwiązania technologiczne i cała procedura eksploatacji była raczej wątpliwa i chyba tak samo przestrzegana jak przepisy ruchu drogowego w Rosji. Po zwiedzaniu obiektu zaproszono nas do stołówki pracowniczej. Darmowy obiad? Spoko. Ta... ni chuja. Nie dość, że zapłaciliśmy dwa razy więcej niż za nasz codzienny obiad, to jeszcze był on odgrzewany w mikrofali. To jeszcze nie koniec. W Rosji pojęcie przypraw jest chyba mało znane. Dania tam podane to było przyjmowanie masy żywieniowej, bez smaku, bez wartości. Masakra! Nie polecam próbować takich miejsc. 

Piątek - 22.07 

Nudy

Kolejny wolny dzień, tym razem już nie było prania, były nudy. O ile wcześniejszy wolny dzień był nam potrzebny, żeby pewne sprawy pozałatwiać i odpocząć po emocjach, to ten wolny dzień był zwyczajnie nijaki. Sami szukaliśmy sobie atrakcji, ale co zwiedzać? Część pojechała w miasto, część łaziła bliżej. Ja akurat byłem z tych drugich, co poznawali bliższą okolicę. Nocny spacer okazał się świetnym rozwiązaniem, miała być godzina, może dwie, a wyszły 4. Niby tylko spacerek, ale było fajnie.


Sobota 23.07 

Moscow RaceWay

No i o to właśnie chodzi! To nie była atrakcja, to było coś więcej! Pojechaliśmy na tor wyścigowy 100 km od Moskwy. Po drodze nie widzieliśmy nic poza lasami i barszczem sosnowskiego (skrzywienie już mam, bo liczyłem, że zobaczę rosyjskie pola uprawne, ale nic z tego!). Dotarliśmy na tor po ponad godzinie jazdy i już wiedzieliśmy, że będzie fajnie. Weszliśmy na trybunę. Obejrzeliśmy wyścig jakiejś mniejszej kategorii wyścigowej, a później zostaliśmy zaproszeni na pit lane. Tam oglądaliśmy samochody wyścigowe kilku teamów. Później weszliśmy na loże VIP i to było coś! W końcu poczuliśmy się docenieni i dowartościowani. Zaproszono nas na poczęstunek i w przeciwieństwie do kuchni w zajezdni nie musieliśmy za to płacić i było to bardzo smaczne. Spędziliśmy tam dość dużo czasu, ale najlepsze i tak było dopiero przed nami. Dowiedzieliśmy się, że czeka nas przejazd po torze i wtedy rozkminy: "ale czym? busem czy jak?". Nie wiedzieliśmy co nas czeka do ostatniej chwili. Zeszliśmy na tor i podjechały po nas safety cary - Mercedesiki AMG WOW!!! Chwila czekania na swoją kolej i wsiadam. Tylna kanapa, ale co to za różnica. Przyśpieszenie tego auta było na tyle duże, że ciężko było utrzymać głowę oderwaną od zagłówka, po chwili hamowanie ze 150km/h do 60km/h i znowu wcisk. Długa prosta a na blacie już ponad 200km/h. Szkoda, że nie była trochę dłuższa, bo zegar kończył się na 380, więc autko miało jeszcze trochę możliwości :D. Tak czy inaczej, kółko w tempie wyścigowym to było coś, czego raczej prędko drugi raz nie doświadczę. Po wszystkim wróciliśmy do akademika z bananami na mordach.
Wydawać by się mogło, że atrakcji jak na jeden dzień było dość, ale nic z tego. Wieczorem ruszyliśmy z kolejną próbą podbicia moskiewskich klubów. Tym razem ekipa była większa, ale w niczym to nam nie pomogło. Znowu nas nie wpuścili. Dość szybko się rozdzieliliśmy. Ja byłem w grupce, która planowała szybki powrót. Trafiliśmy na młodego taksówkarza, który nie znał angielskiego, ale jego pozytywne nastawienie pozwoliło nam się dogadać. Wioząc nam co chwila proponował albo striptiz albo prostytutki :D Ogólnie śmieszny gościu, pomylił drogę, ale to nie stanowiło dla niego większego problemu. Po włączeniu awaryjnych cofał jakieś 500m pod prąd na dziesięciopasmowej ulicy. W Moskwie to chyba norma :) Tak czy inaczej dotarliśmy do akademika cali i poszliśmy spać.

Niedziela - 24.07 

Kolejne wolne

Kolejny dzień wolny. Tym razem okazał się przydatny, bo pojechaliśmy kupować pamiątki. Trafiliśmy na bazar gdzie sprzedaje się wszystko. Jak to w takich miejscach bywa cena jest tutaj zmienną. Handlarze mają chyba jakieś dość rozbudowane algorytmy dotyczące możliwych przecen lub dodatków. Co ciekawe wszyscy działają w bardzo zbliżonych ramach cenowych nawet przy negocjacjach. Wracając do samego bazaru, poza pamiątkami można tam było kupić wszystko (włącznie ze skórą z wilka, częściami do czołgów, odznaczeniami wojskowymi). Sądzę, że jak ktoś odpowiednio długo by szukał, to byłby w stanie nabyć tam głowicę jądrową, albo dwie z obniżoną ceną. Ciekawe jest również to, że wszyscy brali nas za Czechów, ale jak słyszeli, że jesteśmy z Polszy, to się cieszyli i zaczynali opowiadać jak to kiedyś u nas byli. W każdym razie dzień uznaję za udany, bo w takich miejscach jest klimat, którego nie da się skopiować. 



Poniedziałek - 25.07 

Planetarium

W poniedziałek pojechaliśmy do planetarium. Rosjanie chyba uważają, że w Polsce nie ma tego typu atrakcji, więc sądzili, że będziemy zachwyceni. Jak się domyślacie wrażenia nie zrobiło to na nas wcale. Pojawił się jeden miły akcent-Kopernik. Co prawda nie było nawet napisane co zrobił i skąd pochodzi, ale przynajmniej stało jego popiersie. Wycieczkę kończył pokaz, który przepełniony był propagandą. Ciągle była mowa o potędze Rosji w kosmosie i o tym ile to oni odkryli. (w sumie to może nie propaganda, a zwykła pycha?). Po powrocie połaziliśmy po mieście i spotkaliśmy się z koleżankami jednego z naszych. Miło było porozmawiać z kimś, kto mówi po polsku mimo, że jest tutejszy. Popiliśmy w miłym towarzystwie w parku, przy okazji poznaliśmy nowych ludzi, z którymi graliśmy w pingponga. Załapaliśmy się też na pokaz tańczących fontann. Chill, luz i zero spiny, idealny wieczór.

Wtorek - 26.07 

Rzeka

Muszę przyznać, że o ile znam rzeki w miastach zachodu, o tyle nie wiedziałem, że taka duża rzeka płynie przez Moskwę. MADI zaprosiło nas na statek pływający po rzece, z którego widać najważniejsze zabytki miasta. Atrakcja z tych, które warto zaliczyć, żeby się odchamić i sprawnie zwiedzić Moskwę. Poza tym wszystkim co widziałem już wcześniej zobaczyłem jeszcze sporo nowego. Jedna z ciekawszych miejscówek to stadion Łużniki. Teraz jest przebudowywany na MŚ w 2018, ale robi wrażenie. Jest potężny. Co ciekawe na drugim brzegu rzeki znajduje się skocznia narciarska! Dla mnie to trochę dziwne, ale ok. Jak chcieli skocznię, to mają skocznię :D. Udało porobić się sporo zdjęć, pogoda dopisywała-dzień uważam za udany.

Środa - 27.07 

Nocne zwiedzanie

Środa mijała przede wszystkim na oczekiwaniu do wieczora i rozmowach, że powrót do Polski coraz bliżej. Na noc zaplanowane było zwiedzanie Moskwy z polskojęzycznym przewodnikiem. Dlaczego w nocy? Z kilku powodów, po pierwsze w dzień korki są zbyt duże, po drugie miasto nocą ma swój urok, po trzecie w nocy jest mniejszy tłok wszędzie tam gdzie byliśmy. Ogólnie wyjście było bardzo fajne, ale dlaczego na sam koniec? Większość z tych miejsc, które nam pokazano widzieliśmy już kilka razy, a informacje przekazywane przez panią przewodnik mimo, iż były ciekawe to w znacznej mierze pokrywały się z tym co już wcześniej słyszeliśmy. Największe wrażenie robiła jednak panorama Moskwy z okolicy Uniwersytetu Łomonosowa. Piękne miejsce, ale rozbrajały mnie auta driftujące na rondzie przed uczelnią w środku nocy prawie jak na profesjonalnym torze :D 

Czwartek - 28.07 

Pożegnanie 

Z chłopakami zaplanowaliśmy, że czwartek to ostatni dzień imprezy w Moskwie. Piątek miał być wolny, ale już bez szaleństw, bo w sobotę wyjazd, więc w czwartek ostatnia szansa na zabawę. Wieczorem ochoczo ruszyliśmy do Szefa. Co prawda wszystko miało zacząć się wcześniej i wyglądać inaczej, ale po kilku "Fajitkach" i tak nie miało to znaczenia. Poznaliśmy tam kilku nowych znajomych, m.in. z Sri Lanki. Później poszliśmy do parku. Była z nami jedna dziewczyna, w dodatku ze swoim chłopakiem, ale i tak ona skupiała na sobie większość uwagi. Ja wciągnąłem się w wir poznawania kultur i długo rozmawiałem z Hindusami. W pewnym momencie pojawiła się nawet policja, ale nie specjalnie wiem o co im chodziło. Chwilę później byłem już grzecznie w akademickim łóżku. Co tu wiele gadać, zacna moskiewska impreza, ja wiele takich nie zaliczyłem, w przeciwieństwie do moich współtowarzyszy :D

Piątek - 29.07 

Szef

Pożegnanie było już za nami, ale jak można nie odwiedzić Szefa! Początkowo go nie zastaliśmy, ale później się on pojawił. Wywołaliśmy zdjęcie zrobione kilka dni wcześniej i daliśmy mu je jako prezent. Okazało się, że ten gest z naszej strony bardzo go wzruszył. Zaprosił więc nas na zaplecze. Tam postawił zacne trunki i coś, co było nadzwyczaj smaczne, ziemniaki z mikrofali. W smaku praktycznie jak ziemniaki z ogniska. Impreza trwała dość długo, a w jej trakcie nie brakowało śpiewów i śmiechu. Ostatecznie w dobrych humorach trafiliśmy do pokojów. Aż szkoda, że to już koniec, ale tęsknota do domu była tez już ogromna.


Sobota - 30.07 

Powrót

Co tu wiele gadać, pakowanie, sprzątanie i podróż do domu. Tym razem nikt nie został na lotnisku w Warszawie. Wreszcie spotkanie z bliskimi.

Podsumowując, Rosja (a może tylko sama Moskwa) zaskoczyła mnie w każdy możliwy sposób. Po pierwsze ludzie są tam niesamowici. Nieprawdą jest to, że Rosjanie nie lubią Polaków. Traktują nas jak swoich przyjaciół, niezależnie od tego co mówią media. Tęsknią za naszym jedzeniem, które wcześniej regularnie trafiało na ich stoły i głównie z tego nas znają (więc mają o nas bardzo dobrą opinie w stosunku, co teraz jedzą). Po drugie Moskwa jako miasto jest wielka. Mnóstwo w niej przepychu, ale widać też sporo biedy. Widoczna jest duża różnica między ludźmi bogatymi, a zwykłymi mieszkańcami. Poza tym ceny są sporo wyższe niż w Polsce, mimo, że średnie zarobki niższe, ale tam działa zasada, że zarabia się 1000, wydaje 2000, a odkłada 3000 ;) Ludzie potrafią sobie radzić z problemami podobnie jak w Polsce. Wszędzie jest też wielu obcokrajowców i to z różnych stron świata. Zaskakująca była też liczba karaluchów w pokojach, ale coś musiało zrównoważyć zachwyt nad miastem. :) Polecam każdemu wybrać się do Rosji, bo na prawdę to jest piękny kraj, a ludzie są otwarci (o ile potrafią rozmawiać po angielsku, ale po polsku też można się dogadać).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz